Tym razem jest nam za goraco zeby isc do kosciola ;). Wlasciwie to kolejny dzien polegal na leniuchowaniu. Razem z Daria udajemy sie na plaze Zicatela (oddalona od nas jakies 5 minut taksowka :P). Teoretycznie jest to plaza surferow. Nie wiem czy tak jest przez caly rok ale akurat w tym czasie jak my jestesmy caly czas na tej plazy jest czerwona flaga i zakaz plywania i durfowania. Oczywiscie wszystko z powodu fal... Pozostajemy wiec tam przy opalaniu i bawieniu sie przy brzegu w falach jak glupki przy okazji robiac sobie durne zdjecia :D. No i gdzie Ci surferzy? A skoro juz o nich mowa.. to mialysmy okazje przyjrzec sie im blizej podczas naszej pierwszej imprezy w Puerto w barze Babyloon. Wszyscy wygladaja tak samo.. dlugie wlosy, szorty i japonki. Widac, ze to koleczko wzajemnej adoracji i kazdy z nich przechwala sie jakiej to fali nie zlapal ;). Mamy troszeczke ubaw tym bardziej slyszac teksty typu: Nie znasz Davea? Jak to nie znasz Davea SURFERA? Wieczorem po raz kolejny udajemy sie na piwko do Babyloonu natomiast panuje tam cisza i pokoj ani Davea ani nacpanego Taylora wiec my tez dosc szybko sobie poszlymy ;).