Po wycheckoutowaniu sie z hostelu (w cale nam sie nie spieszylo bo mialysmy caly dzien przed soba do wyjazdu z Acapulco) posztaowilysmy isc na poczte. Mimo tego, ze do centrum nie bylo jakos bardzo daleko zajelo nam to ponad 2 godziny ;). Szlysmy bowiem w ogromnej duchocie zolwim tepem chocia i tak nam sie nigdzie nie spieszylo. Po drodze kupilysmy rowniez bilety na nocny autobus. Po tym jak zjadlysmy lunch w okolicy Zocalo w Acapulco udalysmy sie posiedziec troche nam morzem. Pogoda nieco sie zmienila poniewaz zerwal sie siny wiatr i jak sie okazalo nadciagal do nas huragan Hilary. Hilary nie do wiary nie przeszkodzil nam jednak w planach na wieczor aby zobaczyc slynnych skoczkow z Acapulco. W dalszym ciagu bylo dosc wczesnie ale postanowilysmy isc powoli w kierunku miejsca gdzie skacza (mialo sie zaczac o godz 19.30). Placzac sie troche po ulicach Acapulco dotarlysmy na miejsce ok 17 dlatego tez kolejne 2,5 godziny spedzilysmy na czekaniu, popijaniu piwka i wpatrywaniu sie w ocean Spokojny, ktory nas faktycznie uspokajal zebysmy od tego czekania nie zwariowaly. Hilary w dalszym ciagu szalal dlatego raz wialo raz padalo ale i tak chyba nieco mniej niz po drugiej stronie polwyspu. Doczekalysmy sie w koncu na skoczkow... faktycznie skoki do wody ze skal majacych 30 i 20 m robia wrazenie... bylo rowniez kilku skoczkow uczniow (najmlodszy mial moze 6-7 lat), ktorzy rowniez sie krecili po skalach oraz plywali w falach rozbijajacych sie o skaly. Wieczorem powrot mial swoj urok poniewaz po raz kolejny zerwal sie silny wiatr i deszcz a do przystanku autobusowego mialysmy jakies 20 minut by dojsc ;). Po tak meczacym dniu jak tylko wsiadlysmy do autobusu od razu byla drzemka!