Czas opuscic nasz ulubiony do tej pory hostel i stolice. Udajemy sie do Acapulco. Wybor tego miejsca jako nastepne w zasadzie nie byl w naszych wczesniejszych planach natomiast bedac w Meksyku postanowilysmy ze pojedziemy tam na Klaudii urodziny. 5 godzinna podroz autokarem przebiegla nam raczej na drzemce a po przyjezdzie do hostelu udalysmy sie prosto na plaze pomoczyc nogi. Od razu widac na pierwszy rzut oka ze Acapulco rozni sie w duzej mierze od Meksyku, ktorego mialysmy okazje podziwiac wczesniej. Pogoda sie diametrialnie zmienila teraz jest goraco i wilgotno.. moze nie bedziemy musialy zakladac wieczorem dlugich spodni! Ponadto widac, ze miasto jest bardzo turystyczne a zarazem czyste - choc turystow jednak troszke brakuje. Wrazenie na nas robia rowniez wysokie budynki hotelowe a Darii przypomina sie film z dziecinstwa BRYGADA ACAPULCO.
Dzien jest dzisiaj wyjatkowy dlatego poszlysmy na wyjatkowa kolacje. Tym razem nie patrzymy na ceny i udajemy sie do restauracji, nad morzem, w ktorej kelnerzy obslugujacy nas przebrani sa za piratow. Po wypiciu kilku szotow tequilli w naszym pokoju w hostelu - ktory byl mniejszy niz przedzialy w wagonach PKP - udajemy sie po raz kolejny do barow przy plazy w poszukiwaniu imprezy. Niestety jak juz wczesniej wspomnialam brakuje ludzi do zabawy dlatego drinach konczymy na plazy przy piwku. VIVAT KLAUDIA!