Dzisiaj w planie mialysmy jechac zobaczyc stanowisko archeologiczne w Teotihuacan. Ze wzgledu na wczorajsze obowiazki w hostelu nie wstajemy jednak zbyt wczesnie. Postanowilysmy ze udamy sie na wycieczke zorganizowana nie z hostelu bo byla duzo drozsza ale poszukamy na miescie i sie potargujemy. Klodia na to konto odstrzelila sie zeby uzyskac lepszy efekt. Nie musialysmy dlugo szukac bo tuz przy Zocalo stalo kilka aut oferujacych transporty. Nie tyle co udalo nam sie zejsc z ceny co moznaby powiedziec nasz tour byl prywatny z anglojezycznym przewodnikiem i nieco stuknietym kierowca Roberto. Szybko okazalo sie ze dla Roberto my rowniez jestesmy atrakcja - chicas bonitas - dlatego tez zaczal robic sobie z nami zdjecia.
Sama wycieczka rozpoczela sie od odwiedzenia miejsca gdzie zaprezentowali nam wyroby z lokalnych kaktusow czyli papier tkaniny oraz tequille.. nie obeszlo sie od poczestunku tequilla a wracajac do ostatniej nocy w cale nas to nie ucieszylo za bardzo, ze musialysmy wypic 4 rozne shoty. W sklepie z pamiatkami rowniez zrobili sobie meksykanie z nas cyrk ubierajac w tradycyjne kapelusze, noszac nas na rekach i robiac zdjecia. Jeden wrecz prawie oswiadczyl sie Darii.. Teotihuacan w wiekszosci zostal odbudowany jednak nasz przewodnik wspaniale wprowadzil nas w historie tego miejsca pokazujac rowniez te naturalnie zachowane ruiny. 3 godziny zwiedzania dosc szybko minely a w miedzy czasie wyszlysmy na piramide Ksiezyca a nastepnie Slonca by zlapac troche energii slonecznej.. Schody w meksyku przesladuja nas na kazdym kroku ale te na piramidy to bylo juz lekkie przegiecie...