kolejny poranek dosc wczesnie rozpoczety kolo godz. 8. Tym razem wspolne sniadanko juz z Klaudia ;). Zeszlej nocy dlugo planowalismy co zrobimy z dzisiejszym dniem i jak go najlepiej wykorzystac. Pojawilo sie przy tym bardzo wiele pomyslow m.in. Universal Studio, Death Valley a nawet szukanie rezydencji Toma Hanksa ;). Na trzezwo okazalo sie jednak, ze najlepszym wyborem bedzie wypad do Joshua Tree National Park. Tak tez zrobilismy. Dzieki Brianowi oraz Forfiterowi (tak nazwalysmy samochod Briana) w okolo 3 godzinki dotarlismy do celu. Po drodze zatrzymalismy sie rowniez na tradycyjnym amerykanskim jedzonku w przydroznym fast foodzie. Bo byc w USA i nie zjesc burgera to tak jak byc w Polsce i nie sprobowac pierogow! :D Park Narodowy okazal sie tak piekny ze brakuje niestety slow i czasu by to jakos opisac. Najlepiej widac to jednak na zdjeciach, ktore i tak nie oddaja w 100% tych pieknych widokow ;).