4.30.. chora godzina na pobudke (tym bardziej jak dzwoni pijany Marco z recepcji :D). Na lotnisko Szopena zawiozl mnie Rafal z Asia (Rafal zaraz potem uciekl do pracy). W sumie to byl moj pierwszy lot z Warszawy dlatego milo bylam zaskoczona tym portem lotniczym (wow mamy w Polsce jakis wiekszy)... Po odprawieniu bagazy (oby tylko sie gdzies nie zgubily w trasie) jeszcze jakis czas zegnalam sie z Asia po czym wyruszylam za magiczna bariere czyli obszar Duty Free. Lot na trasie WAW-LHR mial miec miejsce o godzinie 8.10. niestety jednak z powodu zlycha warunkow pogodowych w Londynie musielismy poczekac na odlot jeszcze jakies kilkadziesiat minut. British Airways zaoferowal na sniadanie srednio smaczna kanapke ;).
Heathrow! zanim jednak samolot wyladowal okolo 50 km od lotniska na przedmiesciach Londynu.. a raczej nad nimi samolot wszedl w wielka spirale ktora stopniowo obnizala wysokosc lotu. Samo ladowanie nie nalezalo do najprzyjemniejszych ze wzgledu na warunki pogodowe turbulencje itp. :/ Po wyladowaniu na najwiekszym lotnisku w Europie nie moglam wyjsc z podziwu jak to wszystko sprawnie funkcjonuje (i rzeczywiscie samoloty tutaj startuja i laduja srednio co 2 minuty!). niestety okazalo sie ze samo przetransportowanie sie na terminal, ktorego numeru juz niestety nie pamietam ;), zajelo mi caly czas na przesiadke (a mialam nadzieje skoczyc do pubu na piwko). Przed wejsciem do samolotu oczywiscie zostalam dokladnie przepytana co robie i po co jade do USA..