Pola z samego rana (ok 9) postanowiła wybrać się na samotny spacer po ulicach Frankfurtu. Kiedy tylko kupiła wodę i fantę wróciła czym prędzej do łóżka. Dzień się zaczął bardzo opornie i z trudem wycheckoutowałyśmy się ze swoich pokoi. Czekając na wypozyczenie hostelowego laptopa Klaudia otrzymała wiadomość z Polszy, że niestety ale na jutro jest jedynie jedno wolne miejsce w autokarze i zarezerwować powrót możemy najwcześniej na poniedziałek. Kolejną godzinę przesiedziałyśmy (w oczekiwaniu na hostelowego laptopa) zastanawiając się jak dotrzeć do domu lub gdzie przekoczować dwie kolejne noce we Frankfurcie. Niestety płacić kolejne 18 euro za noc nam się średnio opłacało więc od propozycji jechania stopem kombinowałyśmy aż po nocleg na lotnisku. Po jakims czasie okazało się, że jest możlwość powrotu pociągiem za całkiem niezłą cenę. Korzystając z promocji weekendowych mogłyśmy się dostać do polskiej granicy pociągami regionalnymi za 13 euro :). Kupiłyśmy więc na dworcu bilet a w nagrodę zafundowałyśmy sobie lody (Mary potrzebowała aż pięciu gałek). Po powrocie do hostelu otrzymałyśmy nowy pokój - tym razem znów śpimy razem - i jednogłośnie stwierdziłyśmy, że zanim wyruszymy zwiedzać miasto sprawimy sobie krótką drzemkę!
Zanim Pola wytargała z łóżka Klodię i Mary zrobił się wieczór. Na szczęście w Europie słońce zachodzi dużo później niż na Karaibach więc wciąż miałyśmy czas żeby zobaczyć miasto. "Zwiedzanie" Frankfurtu przebiegło pomyślnie - zobaczyłyśmy jedynie najważniejsze miejsca bo na więcej sił nam nie wystarczyło - a następnie udałyśmy się do supermarketu na zakupy. Trzeba było się przecież przygotować na cały dzień jazdy pociągiem. Po urczystej kolacji we włosko tureckiej knajpce nastąpił czas pakowania. W ostateczności poszłyśmy spać ok. 2.