Tego dnia bardzo chciałyśmy iść rano się wykapać w morzu po raz ostatni jednak karaibska pora deszczowa przekonała nas do pozostania w łóżku najdłużej jak się da. Po opuszczeniu pokoju udałysmy się na zakupy dla rodziny - głównie rumu. Po długich poszukiwaniach poczty wysłałysmy również kartkę do Nathan's Villa.
Wieczorem z wielkim smutkiem pozostawiłyśmy Tobago lecąc na kolejną wyspę St. Lucia. Właściwie to na lotnisku miałyśmy jedynie przeczekać aż dosiądą się inni turyści niemieccy wracający ze swoich super all inclusive wakacji ;). Lotnisko okazało się dużo bardziej cywilizowane od tego w Crown Point z wieloma sklepami i szeroką gamą pamiątek - pierdół - nie tylko z tej wyspy ale również ogólnie z Karaibów. Właściwie to tego wszystkiego nie było na TT ponieważ jest to kraj żyjący raczej własnym życiem a nie turystami (co uwielbiałyśmy). Mimo wszystko dzięki tym zakupom czas do odlotu nam się znacznie skrócił.
Po powrocie do samolotu i rozpoczęciu 9-cio godzinnej podróży do Frankfurtu wyczekiwałyśmy jedynie na ciepły posiłek (ten oczywiście nas nie zawiódł) oraz filmy. Na pierwszy rzut puścili "Piratów z Karaibów" jako miłe pożegnanie tego miejsca. Zmęczenie dało nam się jednak tak we znaki, że po 15 minutach filmu korzystając z wolnych miejsc w samolocie wtuliłyśmy się w siedzenia i poduszki twardo zasypiając. Mary odpłynęła oczywiście do swojej krainy czekoladek i muffinków śniąc o babeczkach kajmakowych :D.