Ok, musimy pochwalic Mary: wstala o 6 rano i po raz pierwszy w swoim zyciu zostala ogloszona "porannym ptaszkiem" wyjazdu!!!
Przedpoludnie spedzilysmy na szukani ofert z cyklu "jak najtaniej dostac do Wenezueli" - oczywiscie najtaniej promem, ale jak na zlosc ten kursuje jedynie w srody. Dzieki temu zwiedzilysmy wiele bior podrozy i Pola miala okazje podniecac sie pania w travel agency, ktora wymiatala w programie Amadeus (Pola miala z niego 5)!!!
Reszte dnia spedzilysmy na kursowaniu do pobliskiego marketu gdzie chyba juz tez nas wszyscy znaja ;). Wygladalo to mniej wiecej jak chodzenie do "Planety" :P. Dzieki temu degustowalysmy miejscowe przysmaki: piwa - Craib i Stag, rum - punch o smaku mango (szkoda tylko, ze czulam glownie kokos) wino imbirowe oraz karaibski rum z cola. W dosc dobrym nastroju udalysmy sie na tance gdzie doczekalysmy sie nawet dedykacji "dla dziewczyn z Polski".
Ogolnie rzecz biorac okazalysmy sie niezylm rozkrecaczem imprezy/interesu. Mialysmy przywilej (dzieki naszym bladym dupa) nie palcenia 20 TT$ na wejscu do klubu, ale jakby tego bylo malo dostalysmy od wlasciciela powitalne drinki (bardzo dobre... tylko rurki troche za cienkie ;p). Pozniej kiedy w podziece za goscine rozkrecilysmy impreze, dopilysmy drinki, i poszlysmy na lepsza (outdoor). Tam juz zlapala nas goraczka tanca. Razem z miejscowymi dalismy czadu (bylysmy w takim stanie, ze juz nas nie obchodzili panowie rabiacy nam komorkami zdjecia ---> pewnie mozna nas juz znalezc gdzies na youtube). W koleczku po kolei do nas podchodzona (bez skojazen - kobiety i faceci) i porywano w tango! GORACO!!!!